Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Federba miżdrzy się do ciebie. Wszyscy się z niéj śmieją!.
Spuściłem oczy.
Co się tyczy Felisi, mówiła daléj — dziewczyna płocha, nie ma się co spieszyć, może się ustatkuje, a z Boncourem, choć królowa przez Federbę namówiona chce ją wydać za niego i przyrzekła — rzecz nieskończona. Można jeszcze mu stołka przystawić. Federby się nie masz co obawiać, — ja wpanu dobrze życzę i nie dam ci uczynić nic złego.
Ona sobie pochlebia że ma wielką moc w naszéj pani ale to nieprawda. Znosi ją, cierpi, nawykła, a czasem po całych tygodniach do niéj nie przemówi ani słowa.
Podziękowałem jéj za życzliwość, a co się tyczy Felisi, choć nie zapierałem się że bardzo mi się podobała — zbyt się jéj narzucać nie chciałem.
— W. Pan jesteś dla Federby nazbyt grzecznym, ciągnęła daléj — a ona to sobie inaczéj tłumaczy i duży się napróżno. Powinieneś jéj dać poznać że się w niéj przecie rozkochać nie możesz. Obawiać się nie masz co, spuść się na mnie
Znowu tedy dziękowałem dodając że obawy nie miałem żadnéj — bo oprócz chęci służenia królowi J. Mości nie byłem ambitny i o nic się nie dobijałem.
— Pan Bóg dał mi — rzekłem — chleba kawałek po ojcu — a służbę przyjąłem żeby za młodu świata i ludzi trochę zobaczyć. Dopóki Najjaśniejsi Państwo z moich usług radzi, trzymać się będę u dworu — a, uchowaj Boże nie łaski — wrócę na wieś.
Ta moja obojętność niepodobała się pannie Letreu.
— Jak to może być — przerwała — żeby młody czło-