Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stanie za miljony... a imię też coś warte... Może poczekać...
— Więc niema sposobu kompensaty? — zawołał wojewoda.
— Cóż waćpan chcesz, ażebym mu córkę sprzedawała? A zresztą przymuszać jej nie chcę i nie mogę, wieszże acan, czy ona go zechce?
— Przymuszać nie będzie potrzeby, ale na dziecinny umysł taka matka, jak pani, może mieć przecież influencję...
— Na to potrzeba, ażeby matka widziała dla siebie korzyści z małżeństwa i wzięła je do serca... — mówiła podczaszyna spokojnie. — Nie zaprzeczam, że piękna rzecz nazywać się wojewodziną i mieć męża nadskakującego i rozmiłowanego, lecz są i niedogodności. Masz pan wojewoda syna dwudziestokilkoletniego, któryby może lepiej Jadwisi przystał niż wy sami. Starszym daleko będąc, wedle porządku naturalnego musisz wprzódy skończyć niż ona... a co potem? Familja ją wypędzi i po wszystkiem.
— Tak! tak! — zniecierpliwiony wyrwał się pan Przerębski. — Konsyderacje, racje... rozumiem doskonale... proszę więc o warunki... czego pani po mnie za ten skarb wymagasz?
— Radabym je od wojewody posłyszeć, — przerwała matka — bo mi taki targ jest obrzydliwym. Mów otwarcie...
Zagadnięty westchnął i zamyślił się.
— Majętności moje — odezwał się — wiadome, spis ich każdego czasu dać mogę. Cięży na nich wiano ś. p. pierwszej żony mojej, ale tego niema nad sto tysięcy... Synowi daję za macierzystą część i z mojego dobra dwa razy tyle warta i te natychmiast mu dymituję... Nareszcie żonie zapisuję dożywocie i przyznam sto tysięcy odebranych z oprawą, choć grosza nie wezmę. Jak się pani podczaszynie zdaje?
— Wspaniale bardzo chcesz postąpić, — rzekła chłodno podczaszyna — ale zawsze na oku trzeba mieć, żeby potem familja po sądach nie