Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

u któregoby się i dwudziestu ludzi wygodnie zagrzać mogło. Tu już pełno było węzełków podróżnych, na niej leżącej broni i rynsztunku...
W lewo, w izbie gościnnej sklepionej, jejmość pani wojska Pełkowa przyszywała szkaplerze do jedwabnego sznurka, córka jej Teresa na niskim stołeczku ze spuszczoną głową dokończała woreczka podróżnego, w którym się sieci porwały. Obie miały oczy czerwone, a matka pocichu zdawała się odmawiać modlitwę.
Tu jeszcze cicho było a smutno... ale naprzeciwko, przez sień, z roztwartych naoścież drzwi izby mało co mniejszej buchało wrzawą, głosami, śmiechami, gniewy i niecierpliwością.
Wybiegał ktoś stąd co chwila i wbiegał... nieśli ze skarbca rzędy i odnosili, a żelastwami i zbroją brząkano. Nie było w tem dziwnego nic: młody dziedzic Gołczwi, jedyny syn pani wojskiej, pan Medard Pełka, wybierał się na wojnę pierwszy raz... A! pilnoż mu było! pilno... tak jak matce smutno.
Stateczna, porządna, rządna, zacna była niewiasta pani Marcjanna Pełkowa, ze starego szlacheckiego domu Masłowskich, którzy się pieczętowali Trzaską i pisali się z Wielkiego Masłowa, choć i innych Masłowskich po krajach koronnych się spotyka, ale ci są pewnie najprzedniejsi.
Takich kobiet u nas bywało dawniej dosyć. Na niej stał dom, ona była sercem i głową. Za nieboszczyka wojskiego, którego sobie wyrywano, bo na całe województwo był wszystkich przejemcą i kompromisarzem, ona gospodarzyła, ona dzieci wychowywała, ona się starała, aby chleba i grosza nie zabrakło. A gdy poczciwy pan wojski spoczął w Bogu, na nią spadły wszystkie starania o majętności i dzieci. Trzeba było Medardka najprzód w domu przysposobić do szkoły, potem słać do ojców jezuitów do Lublina, gdzie nauki z chwałą dokończył, a w ostatku niecierpliwie dziecko trzymać miłością macierzyń-