Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chciała, mógłże mieścić skarb jego najdroższy?
— Panie Bernardzie, — zawołał — cóżto? przenieśliście się tu z waszej gospody od Żydów?
— A tak... musieliśmy! najęto nam tę dominę całą, i to ledwie z wielką biedą, że się aż magistrat w to wdał, za wolą króla jmości... Pełno wszędzie... dobrze, że i ten dach mamy...
— I macie gości? — spytał Pełka ciekawy.
Bernard ruszył ramionami nieznacznie i uśmiechnął się, dając mu do zrozumienia, że niebardzo mówić mógł:
— Pan wojewoda sieradzki — rzekł poważnie.
Pełka walczył z sobą, czy wstąpić miał, czy nie... czy mu się godziło z konia zsiąść i wnijść pozdrowić podczaszynę. Mała okoliczność zawyrokowała o jego postanowieniu: jeden z czeladzi horbowskiej, nawykły nieraz Sułtana trzymać, gdy Medard do jego pani przyjeżdżał i zawsze orta za to dostawać, nadbiegł z za węgła i pochwycił nieproszony Sułtana za uzdeczkę. Pełka wziął to za wyrok przeznaczenia i zsiadł... Szybkim krokiem wszedł do małej izdebki, jako tako przybranej w tureckie kobierce i makaty...
Na jednej ławie pokrytej siedziała piękna podczaszyna z córką, naprzeciw nich mężczyzna dobrze niemłody, ale wymuskany i wystrojony jak na wesele. Wszystko w nim zdradziło podstarzałego zalotnika, który się chciał podobać...
Pełka, stanąwszy w progu, wlepił oczy w Jadwisię, która go spostrzegła pierwsza i mocno się zarumieniła...
Odwrócił oczy wojewoda, a nareszcie i podczaszyna, która, nie podnosząc się nawet, ręką skinęła Pełce na powitanie...
— Chciałem choć na chwilę mieć szczęście powitać panią i zobaczyć... jak panie się tu pomieścić potrafiły.