Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nim z kąta ów śpiący nadbiegł dla uczynienia porządku, zasłona się podniosła, postać w czerni z białą krezą wyszła z pod niej, dwa policzki dały się słyszeć głośne — i ten, co je wymierzył karłom, powrócił za zasłonę.
Jakkolwiek zdawało się Pełce, iż to był sam król, oczom nie chciał wierzyć... a pytać nie było kogo.
Naprzeciw tych drzwi, z których wyszedł ów sprawiedliwość nad karłami domierzający, znajdowały się drugie podobne, zasłoną też zawieszone... Z tych po chwili poczęła wychodzić służba w barwie królewskiej, niosąc na srebrnych półmiskach cukry i owoce, i różne słodycze, drudzy flaszki kryształowe i serwety szyte, tuwalnie, nalewki i misy... Starszy nad nimi z pałeczką w ręku pochodem tym kierował. Wszystko to przeciągnęło przez antykamerę i znikło za drugą zasłoną.
Wszedł nareszcie marszałek, zobaczył Pełkę i dał mu znak ręką, aby nań tu czekał.
— Nie będziesz waść długo stał, upewniam, królowi powiem zaraz, a choć godzina niebardzo po temu, wyjdzie do waszmości lub go wezwie do siebie.
Trzeba więc było mieć cierpliwość — choć Pełka już sobie mówił, że mu tej próby dosyć.
Za marszałkiem zapadła zasłona i długą chwilę przechadzać się znowu musiał Pełka w jedną, gdy dwaj młodzi ichmość chodzili w przeciwną stronę.
Wychylił się dopiero z za zasłony marszałek i skinął nań, aby wszedł.
Podniósłszy zasłonę i uchyliwszy drzwi, znalazł się Pełka w komnacie obszernej, oświeconej masą światła jarzącego przy ścianach i po stołach. W tej pierwszej nie było króla, dwóch panów rozmawiało cicho w kącie. Z postawy i stroju znać było magnatów; nie obejrzeli się nań nawet. Tuż za pierwszą była druga, obszerniej-