Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ot jeden siedzi...
Żebrowski dopatrzył Pełki łatwo, pofałdowało mu się czoło, coś począł szeptać ze swoimi. Łatwo było wnieść, że, sam nie mogąc dla rany, nasadzał przyjaciół, aby w gospodzie i tumulcie, o który zawsze łatwo, Pełkę porąbali. I on się też tego domyślał, ale Lublinian była sroga kupa i niedobrze ich było zaczepić.
Od stołu do stołu krążyły nowiny naokół, więcej złych niżeli dobrych. Odzywano się już, iż król z Krakowa na Śląsk myślał uchodzić do królowej, że skarby wywożono, że Gustaw sam pod stolicę ciągnął; najbardziej to serce odejmowało, iż nie ufając w zamek i mury, klejnoty koronne zabierano...
Krążyła też gadanina, iż dr. Żebrowski astrolog coś lichego królowi miał przepowiedzieć, a właśnie o tem gwarzono, gdy stary ów ranny Żebrowski powiedział, iż od brata z kolegjum jedzie — i że najlepiej o tem wie.
Astrolog ów był, jak się okazało, rodzonym owego z pod chorągwi Żebrowskiego, co go Pełka rano nauczył młodość szanować. Poczęli tedy wszyscy dopytywać i nalegać — aby im powiedział, ile w tem prawdy i jaka była...
— Krótka to i niedobra rzecz — począł Żebrowski. — Król jegomość dopominał się u brata mego, żeby mu przyszłość przepowiedział, której figurę zrysował doktór, ale mu tak fatalnie wypadło, że za pierwszym razem przed królem, nie chcąc go na duchu osłabiać, złożył się niedostatecznym rachunkiem... i nic mu nie powiedział. Posyłał tedy król ustawicznie, żeby mu eksplikował, aż oto dziś stało się zadość.
Zewsząd się posypały pytania: — A cóż?
Żebrowski ramionami ruszył.
— Niebardzo ja wierzę, żeby człek Pana Boga mógł odgadnąć — krótko odparł żołnierz — jednak powiada pan brat, iż tak mu padło, jakoby król z teraźniejszych zawikłań miał wynijść