Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/512

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zatrzymała oczy. W istocie Pełka był prawie niedopoznania zmieniony, żółty, wychudły, a oczy mu gorzały wpadłe, jak u dzikiego zwierza. Wszedłszy, u progu przystanął, potem postąpił kroków kilka, zajął na ławie miejsce i patrzał.
Wprędce pani pisarzowa zwykłe swe żarty znowu rozpoczęła. Firlej też dokazywał, huczno rozpowiadając swoje i cudze przygody; śmiechem mu potakiwała Cyrulska, kiwaniem głowy łowczy.
Po krótkiej chwili już, jakby tego widma Pełki nie było, nikt nań nie zważał. Ten z ławy się krokiem nie ruszał, patrzał i milczał... zapomniano o nim. Zawołano do wieczerzy, został na tej ławie sam jeden w pustej sali, a że jadalnię przez drzwi widać było i głosy z niej dolatywały, karmił się, patrząc i słuchając.
Matka doprowadziła tego dnia tak daleko sprawę Firleja, iż już napół żartem, pół naprawdę zdrowie przyszłych państwa młodych pito.
Gdy ten kielich wznoszono, wstał dopiero rotmistrz i zwolna się zbliżył ku drzwiom, żeby lepiej dosłyszeć, jak łowczy, trochę podochocony, trafnie sobie z dwóch herbów czynił igraszkę, wiążąc je z sobą.
Pisarzowa, której twarz widać było, śmiała się, patrząc na Firleja, ten z założonemi siedział rękami, jak w cudowny obraz w nią wpatrzony, bo też tego wieczora cudnie wyglądała odmłodzona weselem...
Wśród rozgłośnego śmiechu, który towarzyszył wiwatowi, Pełka się zwrócił zwolna i krokiem mierzonym oddalać się począł.
W cieniu stał z równą ciekawością przyglądający się z kąta Żaba. Spostrzegłszy Pełkę — ustąpił mu z drogi, pozdrawiając.
— Poco to rotmistrz chory wychodzi?
— Co? — spytał Pełka, śmiejąc się — jużciż na takie gody popatrzeć wartoby i umierającemu przyjść? Jak myślisz? wszak to nasza pisarzowa zamąż wychodzi? prawda?