Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/505

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pocoś mi kazała tu jechać? ażebym patrzał na płochość, która mi serce kraje?
Rozśmiała się pani pisarzowa.
— Dajno pokój wymówkom, a dziękuj Bogu, żem ci tu pozwoliła być... Tego ci jeszcze nie dość?
Pełka popatrzał i wyszedł. Jak stał, tak nie zatrzymując się, z rękami założonemi na piersiach, pustą drogą poszedł ku lasowi, aby się przechadzką ochłodzić.
Dopiero późno w noc powrócił do swojego mieszkania, w którem na klucz się zamknął. Nazajutrz rano nie przyszedł, jak zwykle, na pokoje; dopiero koło południa zwlókł się blady i posępny tak, że nawet Cyrulska, popatrzywszy nań, uczuła strach jakiś niezrozumiały dla niej. Łowczy niezmiernie pokornie przyszedł go przywitać, dowiadując się o zdrowie. Pełka nic mu nie odpowiedział...
Z dwóch pozostałych, Pokubiaty i Firleja, jejmość widocznie sobie wybrała ostatniego na ten dzień. Z nim chodziła, rozmawiała, śmiała się, żartowała i ku niemu zmierzały wszystkie jej wejrzenia, napojone wyzywającą pokusą. Pokubiata, aby nie dać poznać, że go to mocno obchodziło, bawił z rozpaczy starą Cyrulską i śmiał się coraz głośniej.
Ku wieczorowi dopiero pisarzowa, opuściwszy znowu Firleja, zajęła się Litwinem i naprawiła, co ranek popsuł, okazując mu wiele życzliwości. Nie wiedział już, co myśleć...
Zabawa pociągnęła się we dworze dosyć długo, aż wreszcie goście z łowczym odeszli i obaj wstąpili na kwaterę do Godziemby. Patrzali na siebie zukosa, łowczy był milczący i skruszony. Był to piątek, zapomniał się, zjadł mięsa i nie mógł tego sobie przebaczyć.
— Mospanie Pokubiata — zawołał, zwracając się ku niemu, Firlej, gdy u łowczego się rozgościli — trzeba nam z sobą pomówić. Przybyło nas tu trzech...