Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/499

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kocha, tak się kocha, że omdlewa... ja niby nie widzę nic. Dobrze mu tak! niech się męczy, poco się chcieć było żenić? O! będzie miał dobrą pokutę!...
Wyczekawszy chwilę i widząc, że matka na to nie mówi nic, Jadwiga zamilkła, ukłoniła się i poszła.
Trudno to tam zrozumieć serce człowieka. Na Pełkę patrzali wszyscy z ciekawością niezmierną, począwszy od pisarzowej, nikt nie mógł odgadnąć, co on w sobie myślał. Posłuszny był, ale ponury i smutny, i chwilami strasznie mu z oczu błyskało. Gdy na swą jejmość patrzał, rozpromieniała mu się twarz, oczy jaśniały, rozpogadzało czoło, człowiek się robił jakby inny... czasem unosił się i prawił jej strzeliste afekta, to znowu milczał ponuro.
Pani pisarzowa postępowała sobie z nim prawie bez litości — robić musiał wszystko, co kazała, we dworze, poza dworem, w stajniach, na polu... a gdy się co nie po woli stało, nie zbywało na gorzkich wyrzutach...
Pełka znosił, bo mu to opłacała, występując w coraz nowym stroju, coraz nowej fryzurze, wymalowana, wyfiokowana, uśmiechnięta zalotnica, aby głowę dla niej do reszty postradał. Gdy wszedł, a u progu pokornie stanął, a poczęła mu się zwijać i wykręcać, patrząc po wszystkich zwierciadłach i muskając i wdzięcząc, — poglądała tylko zukosa, jakie to na nim czyniło wrażenie, i śmiała się, patrząc, jak się biedaczysko roztapiał cały w tej kontemplacji.
Do pierwszego obiadu, gdy Cyrulska przyszła i oko w oko spotkała się z Pełką, zmierzyli się oboje wzrokiem nienawiści pełnym. Starsza pani uśmiechnęła się szydersko, jakby rzec chciała: — Nie mów-no jeszcze hoc, boś nie przeskoczył!
Pełka zdawał się wyzywać ją — ale słowa się do siebie nie odezwali...