Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pacholika, resztę zostawić trzeba — to mi ich na kapustę panowie bracia porąbią.
Uśmiechnął się Mrozowski.
— Dacie mi ich do moich w opiekę, a włos im z głowy nie spadnie — odezwał się. — Ja do marszałka piszę, a waszmość konie siodłać każ, i jeśli król na Bielanach, to się melduj na Bielanach, a jak w Krakowie, to na zamek lub gdzie będzie...
Tak się skończyła rozmowa. Pełka, pokłoniwszy się, odszedł, nie wiedząc, co o tem trzymać. Zdawało mu się, że od zemsty go broniąc, pułkownik wysyłać chciał — a to mu nie smakowało; to znowu ciekawość brała, dwór i króla, którego chyba na talarach widywał, zobaczyć.
Gotował się więc do drogi, co niewiele czasu zabrało, tylko na odmianę suknie musiał wziąć z sobą przedniejsze, aby mieć w czem na dworze wystąpić.
Pacholik z Gołczwi rodem, Gabryk, zuchowata sztuka, piśmienny, śmiały, obrotny i z końmi się znający dobrze, miał mu towarzyszyć, bo to była jego prawa ręka... i najlepszy przyjaciel, od tych jeszcze czasów, gdy razem bodaj wróble wykręcali i na grzyby chodzili z rusznicami do lasu.
Ku południowi wypogadzać się zaczęło i deszcz ustał, a szmaty chmur podartych tylko uganiały się po bladem niebie. Wdali ciemne mury Krakowa z wieżami swemi i bramy stały jak wał najeżony... Z obozu płynęło tam wiele, bo każdy czegoś potrzebował, i chciał jeszcze dobrej myśli zażyć, dopóki zła godzina nie przejdzie. Szwedzi bowiem z całą potęgą swą i sam król pod Kraków ciągnął.
W mieście ruch był żwawszy niż w największy dzień targowy, ulice pełne, rynki napchane, w bramach gwarno od koni, wozów i ludzi. W wielu miejscach ani się przecisnąć, zadławiło się przejście, ludzie klęli, konie rżały, a