Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/472

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi słowa? Cóż się stało? Od kiedyż to ja tu obcą jestem?
— Ja muszę... — odparła chłodno Jadwiga — muszę...
— Cóż to jest?
— Pilna sprawa...
— Dla mnie zakryta?
— Tak! — po namyśle odezwała się córka.
— Dlaczego?
— Nie jestem dzieckiem... niech mi matka woli nie krępuje...
Dotąd cierpliwa pani eks-podczaszyna wybuchła:
— Myślisz, że ja nic nie rozumiem!
Poczęła się śmiać.
— W głowie ci się przewróciło. Dość już ludzie na nas plotą i czernią, chce ci się nowych nieprzyjaciół i jadu... Myślisz swojego tego Pełkę od ołtarza oderwać, może na to, aby sukcedował rotmistrz po pisarzu... Ja na to nie pozwolę! ja tego szaleństwa nie dopuszczę!
Zawrzała kłótnia, jakiej jeszcze nigdy nie było, zapomniała się matka, uniosła córka... Zagroziła pisarzowa wyjazdem, nie wstrzymywała jej druga.
Wszystkie panny z fraucymeru, drżąc, podsłuchiwały pode drzwiami... aż Jadwiga, osłabłszy, się rozpłakała...
Poczęły się tedy pieszczoty i przejednywania, żale i tłumaczenia, a mimo to oświadczyła Cyrulska, iż do Horbowa odjedzie.
— Rządź się sobie i rób, co chcesz! ja się do niczego nie mieszam...
Z tem się rozeszły... późno w noc...
Stara wróciła do izby i nie kładąc się już spać, posłała do stajni po swych ludzi, aby w godzinę do drogi byli gotowi... W całym domu popłoch i zamieszanie było największe...
Nazajutrz rano, gdy pani pisarzowa, ze zwykłą sobie despotycznością, konie kazała zaprzęgać, a cała służba latała, aby co rychlej za-