Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/449

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakimś pozorem, wypadł do niego do kredensu.
— Co ci to?
— Za panem Pełką dworzanin pisarzowej, goniąc wszędzie, aż tu się przystawił.
Rożański za głowę się chwycił.
— Trzeba było powiedzieć, że go tu niema i nie było.
— Ludzi poznał, a tak mu pilno i tak się dobija, że go powstrzymać nie można.
— Słuchaj, Pawle, — zawołał Rożański — rób co chcesz, a jego spój i zamknij spać, i konia mu schowaj, Gabrykowi powiedz, żeby mi się o nim wspomnieć nie ważył... Weź piwa, miodu, wódki, wina, co chcesz, a człeka mi spój, by ręką ani nogą nie ruszył.
— A jak gęgnie? — spytał ostrożnie Paweł.
— Gdzieś ty słyszał, żeby od tego człowiek przepadł! Wyśpi się i będzie zdrów...
Wydawszy ten rozkaz, Rożański powrócił, nie dając znać po sobie, żeby go co bardzo obeszło. Jedna żona z twarzy poznała, iż się niezwykłego coś święciło.
Że Paweł do takich spraw był jedyny, Wacek jadł spokojnie, gdy go znowu chrząkającego usłyszał. Nie wypadało mu już po raz drugi tak wychodzić, zmyślił więc, że sam do piwnicy po wino musi ruszyć, i wstał. W kredensie Paweł mu na ucho rzekł, że dworzanin do ust nic wziąć nie chce, póki poselstwa nie spełni, i ani go można namówić, by spoczął.
Rożańskiego, choć był napozór ciężki i nieobrotny, w ważnych wypadkach nigdy nie odstępowała przytomność; zręcznie łgnąć nic go nie kosztowało. Pobiegł więc coś poszeptać z jejmością, a Pełkę na ucho poprosił, by w miejsce jego Zboińskiego zabawiał, bo musiał na chwilę odejść, gdyż na wsi ludzie pobili się i trzeba ich było godzić.
Wyrwawszy się tedy z Pawłem, poszedł do przybudówki, w której ostawiony piwem, ba i winem, siedział dworzanin pani pisarzowej...