Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/448

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

węgorza, wody popił i w kilka godzin go nie stało!
Rożański w ręce uderzył tak silnie, iż stoliki zatrzęsły.
— Co ty mówisz?...
— Szczerą prawdę: pan pisarz od tygodnia nie żyje... Wypadkiem się dowiedziałem o tem. Jejmość tedy owdowiała...
— Człowiecze! jeśliż ci Bóg i zbawienie miłe, zawołał Wacek — milcz i pary nie puść, bo żadna siła ludzka Pełki nie wstrzyma, gdy się o tem dowie, poleci na złamanie karku do niej, a uchowaj Boże ona za niego pójdzie, to zgubiony człowiek, zamęczy go! Tu ja mu swatam taką, co go szczęśliwym uczynić jedna może, rozumną, dobrą, bogatą i piękną. Gdy się ożeni — darmo, wtedy już nie pomyśli o niej... ale dziś jeszcze, choć już w dziewosłęby mieliśmy jechać, zerwałby mi się w mgnieniu oka... Więc milczeć.
— Będę milczał! — rzekł Zboiński — patrzajcie tylko, aby się którędy indziej nie dobyła ta wiadomość, a ze zrękowinami trzeba śpieszyć, to i ja skorzystam.
Wiadomość ta oboje państwa Rożańskich mocno zmieszała, aż posmutnieli. Choć o Pacu mało tu kto wiedzieć mógł, a o pisarzowej jeszcze mniej, naówczas znali się wszyscy i obnoszono wiadomości po dworach. Łacno się więc ktoś mógł wygadać. Zafrasował się Rożański. — A no, co robić! wola Boża.
O Zboińskiego nie było się co bać, miał co rozpowiadać i bez tego. Bawili się cały dzień jak najprzedziwniej i uchmielili jak rzadko. Rożański oko miał na przybywających, i to nawet przewidział, iż ludziom, gdyby kto z listem jakim przybył, sobie naprzód znać kazał dawać.
Drugiego dnia siedzieli przy wieczerzy, gdy stary domowy Rożańskich piwniczy panu jakieś znaki dawać począł bardzo misternie, tak że go aż nastraszył. Wacek się zerwał od stołu pod