Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/446

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dnie doskonała i konstelacja wyborna, więc dopiero za trzy dni.
— Gabryk, pochowaj rzeczy! — zawołał wesoło Pełka i uściskał przyjacela.
Sługa spojrzał na pana smutnie i zabrał się do składania garderoby. Gawędzili tedy o astrologach i kalendarzach, i o przepowiedniach Cunitzij Janowi Kazimierzowi, i o horoskopie Jana III — gdy przed domem zaturkotało.
Rożański wyjrzał.
— Zupełnie obce konie, uprząż, ludzie, ba i gość — rzekł — nie wiem, ktoby to mógł być, chyba szlachcic, co się w kraju nieznanym zabłąkał i do brata jak w dym... trzeba iść gospodarskie pełnić obowiązki.
Wyszedł tedy, lecz nie upłynął i kwadrans, gdy z owym gościem, wiodąc go pod rękę, powrócił. Pełka poznał w nim towarzysza broni z Krakowa.
Był to niejaki Zboiński, którego nazywano zbójem, jedyny człek do szabli i do ochoty, który choć parę wsi miał, nigdy domu nie zagrzał, a powodów tylko szukał żeby od komina do komina dla dobrej myśli się ciągać. Lubiono go bardzo, bo i tańcował, i przyśpiewywał, i w szable się ciął, i do zabawy myśli poddawał — jak nikt. Gdzie on był, tam się już o gości gospodarz nie miał co troszczyć — dał im rady. Złoty człek, choć go do rany przyłóż, ale krzykacz i zawalidroga, i próżniak, że go w tem nikt nie przesadził. Żonę doma miał, przecież się rad zalecał, szczególniej do wdów, i do takich, których mężów widać nie było. Ale to tam w tem pono więcej pozorów niż rzeczy bywało... aby się pośmiać i podurzyć. Kiedy ludzi ubawić chciał, to się do najstarszych babuniek przysiadał i koperczaki do nich stroił, aż którą rozruszał. Zboiński albo był na wojnie, lub na wozie i po świecie, do domu przyjeżdżał konie odmienić, pieniędzy wziąć, czeladź nieposłuszną wychłostać, a trzeciego dnia ruszał znów dalej.