Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/423

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

usłużę, w czem mogę, a można mi powiedzieć, co trzeba... pewno nie zdradzę...
Westchnąwszy, począł mu się skarżyć Pełka na frasunek, jaki miał z pisarzem. Słuchał Lejba uważnie.
— To jest delikatna sprawa, bo tu trzeba być z tym panem dobrze i jego zdradzić dla jegomości — rzekł żyd...
Trudne to nie jest, bo nasi panowie, co w sercu mają, z tem się wygadają łatwo, nieproszeni, ale — delikatne! delikatne! — mówił, zamyślając się Lejba. — Ja tam przystęp znajdę przez towary... przez drugich ludzi... ale...
Nie chciał się narażać widocznie Lejba, nie przyrzekał pomocy, lecz nie odmówił jej — wziął do namysłu.
Drugiego dnia przyszedł sam. Od niego dowiedział się Pełka, iż w kościele na czas koronacji istotnie zmowa była, żeby, jeśli jej przeszkodzić nie będzie można, zatruć ją przynajmniej jawną oznaką niechęci. Dwa, czy trzy nazwiska wymienił pocichu.
O żonie swej mało pono myślał pisarz, chociaż się na nią często odgrażał. Dowiedzieć się o jego zamiarach względem niej było trudno...
Gdy nadszedł dzień 2 lutego, musiał Pełka zająć takie miejsce w kościele, aby się nieopodal od pana pisarza znajdował, bo on miał jakoby dać znak pierwszy mruczenia i sykania, którem królowej dokuczyć chciano...
Oprócz Pełki, z pięćdziesięciu dworzan i szlachty królowi przyjaznej rozstawionych było po kościele całym, aby zatamować znanych z nieprzyjaznego usposobienia...
Wśród tego obrzędu uroczystego... który się zdawał cały naród łączyć przy tronie... grały skryte namiętności i zemsty pragnienia...
Ukazał się król blady i wzruszony, a obok niego Marja Kazimiera, jak marmur biała, ale z wyrazem energji na twarzy, który jej piękności, dojrzałej już szczególny nadawał charakter. Po-