Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/422

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przychodziło spełniać Pełce: król mu pana pisarza i jego stronnictwa kazał pilnować, a jejmość też zaklinała, aby go miał na oku, lękając się jakiejś napaści.
Sam temu podołać nie mógł Pełka, bo szpiegować niemal należało pana pisarza, a on się doń zbliżyć nawet nie miał powodu ani zręczności.
Jadwiga trzy razy na dzień dawała znać o jakichś z ulicy chwyconych plotkach, że ją siłą chce mąż porwać i wywieźć gdzieś na wieś, do zamku jakiegoś na Litwie, to, że ją osadzi w klasztorze. Król ze swej strony instrukcje dawał i przytomności wymagał, tak, że się rozerwać było trudno, a odmówić niepodobna.
Przyszedł tedy na myśl Pełce ów usłużny a wielce zręczny Lejbuś, który mu niegdyś w wyprawie na Śląsk towarzyszył. Rzadko się dawniej szlachcic obszedł bez żyda. Słano tedy Gabryka na wzwiady, czyby Lejby owego znaleźć kędy nie można. Drugiego dnia zjawił się — „quantum mutatus ab illo!“ poważny kupiec, okrągły już, wybielały, w żupanie atłasowym, w czapce aksamitnej, z laską wysoką w ręku, w którym zwinnego pomocnika swego ledwie mógł poznać Pełka.
Z przekupnia był to dziś kupiec bogaty i hurtownym handlem zajęty. Z wielką radością trzęsąc czapeczką swą aksamitną i kłaniając się do ziemi, przywitał swojego pana... Zaczęły się wzajemne rozpytywania i opowiadania... Lejbuś miał ośmioro dzieci pełnych nadziei. Jeden z synów kształcił się już na rabina, drugi miał do handlu powołanie, córka starsza była zamężna. Mimowolnie westchnął Pełka, przypominając ubiegłe lata, których żywą metryką był ów Lejbuś.
— Miałem myśl, — rzekł Pełka — prosić was o jedną usługę, ale widzę, że mi się jej pono teraz podjąć nie zechcesz...
— Dlaczego? — spytał żyd, usta wykrzywiając dziwnie — dlaczego? Po starej znajomości