Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A Pełka wydobył w milczeniu węzeł niebieskich wstążek, które mu służyły za całą odpowiedź. Potem biegł zbierać leśne kwiaty, które Jadwiga lubiła, i niósł je, rzucając na kolebkę, w której piękna pani, kołysząc się, jechała już, jakby na przejażdżkę tylko dla zabawy...
Dwór miała liczny i wielbicieli wielu: Rożański, jego towarzysze, nawet stary Wielikaniec nie odstępowali kroku; Gabryk trzymał cugle konia jednego, drugiego powierzywszy najzręczniejszemu z czeladzi. Wszyscy wyprzedzali się w posłudze księżnej, w zabawianiu jej, w przygotowaniu spoczynku wygodnego i kuchni znośnej. Rozbawiła się też zupełnie i nie nudziła jej podróż wcale...
Gdy już byli bezpieczni w granicach Rzeczypospolitej, Pełka pomyślał dopiero, iż wypadało naradzić się z nią i zapytać, dokądby życzyła sobie jechać. Sam on pragnął bardzo, ażeby się udała do Warszawy, ale jej woli w niczem nie chciał krępować. Jadwiga, raz uwolniona z niewoli, zdawała się na wszystko obojętna, była swobodna, śmiała się, bawiła, strzelała oczkami i nic jej już więcej nie było potrzeba...
Dla urządzenia wygodnej dalszej podróży zboczono do Krakowa. Pełka natychmiast zajął się kupieniem kolebki i koni, co mu niewiele czasu zajęło... Ucztą sutą i wspaniałą pożegnał towarzyszów i sojuszników swoich, którzy go omal w uściskach nie udusili. Wielikaniec, nagrzeszywszy znowu w drodze, pobiegł do spowiedzi i wybierał się ku domowi.
— Dokąd pani moja wieźć się każe? — zapytał wkońcu Pełka, gdy wszystko było w gotowości...
Piękna Jadwiga westchnęła, przymrużyła oczka, uśmiechnęła się, spojrzała w zwierciadło i odpowiedziała po namyśle:
— Mój rycerz jedzie do Warszawy, zatem przeprowadzi mnie tam... a w stolicy... no! zobaczymy, namyślimy się... A! nie wiem! boję się