Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

taniec dworski, którego się trzeba nauczyć i z reguł go umieć wśród oklasków odegrać...
Darowana wstążka, rzucony kwiatek, wyszyta przepaska... to były sceny dramatu, który znała Jadwisia, a w którym piękność, doskonale jej wiadoma, grała główną rolę... Umiała się stroić i nadzwyczaj zabawnie udawać starszą, poważną wielką panią... królowę, której ruchy majestatyczne przy jej dziecięcej postaci cudną stanowiły sprzeczność.
Kochał się więc Medard nazabój i nie wypędzano go z tego raju... owszem, podczaszyna bawiła się nim, odwiedzinami, swoją władzą nad nim i córką, która lubiła Medarda...
Czytała dobrze w serduszku, które w swych rękach wypiastowała... tam miłość siebie i próżność, i pustota zajmowały wszystkie kątki... na nic więcej miejsca nie było.
Żartowano sobie z Medarda w Horbowie, a on męczył się naprawdę i kochał po młodemu szalenie...
Ranek letni był piękny. Czy też już powstawali? myślał, dojeżdżając do bramy... W bramie kilka sług stało... poznali sąsiada... skłonił się im zdaleka, byli to wszystko przyjaźni mu ludzie, których dobrem słowem pozyskać umiał.
— Hej! panie Bernardzie, — zawołał zdala — a co we dworze słychać? Widzicie, jadę na wojnę, radbym panią waszą pożegnał...
Bernard, niby dworu marszałek, niby rękodajny dworzanin, ręką z podziwem w powietrzu zrobił jakby znak zapytania.
— Z naszą panią pożegnać się o pół do siódmej na półzegarzu! — zawołał — albo to pan Medard życia wedle dworskiego obyczaju nie zna? A któż to z kurami się kładzie i z kurami wstaje?... Pani podczaszyna miała wczoraj gości... z Warszawy, i do północy grali i śpiewali... teraz śpią jak kamienie...
Medard już nawet z konia nie zsiadał — nie było na to rady — smutek go objął, głowę spu-