Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oho! to tak jest, — odezwał się pątnik — to pewna... ale z sumieniem wchodzić w kontrakty...
— A! ojcze, — odezwał się Gabryk — jam człek prosty... Mnie się zdaje, żeście ślubu dopełnili, a tu i dobry uczynek na was czeka, bobyście mi poświadczyli i pomogli... Jechalibyśmy razem do Polski...
— I na dobrym koniu... na którym się tyle lat nie siedziało! — odezwał się pątnik. — Boże miłosierny, co to za tentacja!
— A! panie! to koń, jakiego drugiego w świecie nie znaleźć. Co ja pocznę sam! Tyle kraju! jam niebardzo świadom...
— Niewiele i ja wam pomogę! — ozwał się pątnik... a no, człowieka zacnego ratować trzeba...
To mówiąc, kij ze wzgardą rzucił na ziemię i począł głaskać wierzchowca, suknię zakasał... przeżegnał się, i ów zgarbiony przed chwilą niedołęga jakby cudem znalazł się na siodle...
— Dzień i noc pośpieszymy ku granicy, — zawołał... — a w Krakowskiem znajdzie się ochotników kupa, żeby szlachcica z rąk tego djabła uwolnić... ba! i księżnę mu odebrać... bo ją więzi ten łotr...
Gabryk nie miał nic do odpowiedzenia, Panu Bogu za tę osobliwszą pomoc dziękował... Puścili się tedy na całą noc w lasy, a że kraj doskonale był znany pątnikowi, mogli bezpiecznie go przebyć i najbliższe wybrać drogi.
Trzeciego dnia byli już w Krakowskiem. Gabryk nie gdzie indziej chciał jechać, tylko do Rożańskiego, któremu najbardziej ufał. Pątnik nie sprzeciwiał się temu. Nie mówił on nazwiska swego Gabrykowi, ale się z nim tak po pańsku obchodził, iż go ten mimowolnie słuchać musiał. Człek był złamany, ale niestary... gorączka, a pielgrzymowanie do miejsc świętych niebardzo go pohamowało. Na granicy w pierwszym kościołku zrzucił zaraz pielgrzymi ubiór i postarał się o odzież i oręż przystojny... Zaraz też do nie-