Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale przyczyna? Cóż? tajemnicę jakąś kryjecie w nim? Chcecie chyba, bym o tem na cesarskim dworze opowiadał... — dodał podróżny, śmiejąc się.
Kerner pobladł.
— Wasza miłość nie zechcesz mnie zgubić?
— Pewno, że nie, — odezwał się podróżny, lecz nie czyńcie mi tej przykrości i pokażcie stare zamczysko...
— Cóż tam tak ciekawego? — zamruczał Niemiec — niema nic.
— A dlaczegóż mi odmawiacie?
— Bo taka jest wola naszego pana!
— Jestże on tutaj?... Pan o niczem wiedzieć nie będzie, wsuwając znowu parę sztuk w rękę klucznikowi, odezwał się gość i wziął za klamkę.
Drzwi nie zamknięte otwarły się zwolna; nie pytając o pozwolenie, wszedł do wnętrza. Sień była sklepiona, ciemna... Zboku lawaterz kamienny, w głębi wschody na górę o poręczach rzeźbionych, na słupku stał z drzewa dębowego rycerz w całej zbroi, z palcem na ustach a ręką na halabardzie.
Nim Kerner miał czas go wstrzymać, ciekawy gość był już na wschodach, a dowódca zameczku wlókł się za nim zafrasowany. Na pierwszem piętrze drzwi pięknej przedsieni stały otworem. W progu już znowu wstrzymywać chciał Kerner, lecz podróżny się nie dawał...
— Ale tu mieszka pani nasza! ona jest chora... tu iść nie można!
Tylko co tych słów domawiał, gdy za progiem, w sali ukazała się biegnąca prawie kobieca postać.
Była to księżna sama... Blada, z oczyma wpadłemi, z włosem w nieładzie, odziana w jubkę aksamitną, z rękami, przyciśniętemi do piersi. Nim miała czas, spojrzawszy na nieznajomego owego wykrzyknąć, bo widocznie się przelękła, podróżny tyłem się zwrócił do Kernera i dał wyrazisty znak milczenia.