Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak mi waćpan co dobrego życzysz, — zawołała — w jakich słowach o mnie spytał?...
— W jakich słowach — cedził Godziemba — zwyczajnemi słowy pytał o zdrowie i ewenta domowe...
— Jeszcze ci raz mówię, kłamiesz... — odpowiedziała podczaszyna. — Ja go niecierpię, on mnie nienawidził, nie byłby człowiekiem i mężczyzną, gdyby nie bryznął...
— No, to bryznął! bryznął i nawet nieładnie bryznął, — rzekł Godziemba — ale ja sobie, powtarzając te wyrazy, ust walać nie chcę...
— Ale mi mów zaraz! pod posłuszeństwem! — domagała się podczaszyna.
Godziemba westchnął.
— Powiedział, powiedział: — „Czyż jeszcze też tej baby licho nie wzięło?“
— Tegom się co najmniej po nim spodziewała — spokojnie rozsiadując się w krześle i ręce na piersiach krzyżując, zaczęła podczaszyna. — Baba mu ta zawadza, bo póki ona żywa, Jadwisi mieć nie będzie... Mów waćpan dalej.
— Cóż więcej powiem? — ciągnął Godziemba — siedzieliśmy, popijając ów kanar... pytał się o wszystkich... Dowiedział się snadź już wprzódy, że wojewodzina owdowiała, i cieszył się tem, nie kryjąc, iż ma zamiary... „Dam złota, ile zechcą — mówił — a moją być musi!“
Podczaszyna zerwała się z krzesła z policzkami zaognionemi.
— Za pół świata bym mu jej nie dała! — krzyknęła głośno: pókim ja żywa, nie będzie jej miał!
Zaczęła żywo przechadzać się po pokoju.
— Jadwisia może i ma trochę słabości do niego... Jakby się dowiedziała, zobaczyła, trudnoby mi ją było utrzymać, bo to dziecko serce ma aż nadto miękkie... Ale w tem ja, że temu przeszkodzę... Baby licho nie wzięło! Zobaczymy...
Wtem odwróciła się do Godziemby, który milczał.