Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kój domowy zwiększał się tem jeszcze, iż nie mając dzieci, Niemirowa nie miała się czem zająć i musiała nieszczęśliwego rotmistrza męczyć i mustrować.
Pod wieczór jakoś dojechali do Lasek Borowych, położonych w istocie na skraju znacznego boru... Z kominów obu dymiło się we dworze, co było dobrym znakiem. Medard, który razem z matką był w łaskach u rotmistrzowej, spodziewał się miłego przyjęcia. Nawykł był zresztą do trajkotania Kasi i znosił je cierpliwie.
Gdy się do ganku zbliżyli, sam rotmistrz w barankowym kożuszku, podpasany białym ręcznikiem, wyszedł przeciw nim, a poznawszy Medarda, obie mu ręce otworzył i porwał w objęcia.
— To mi gość! — zawołał — Kasia ci też będzie rada... Dobrześ uczynił, że nie zapomniałeś o nas! Ale skądże u licha?
Pełka wyspowiadał mu się w kilku słowach i poprowadzili się do izby, gdzie jejmość z kluczykami za pasem niecierpliwie na nich czekała. Poznawszy krewniaka, aż zakrzyknęła z radości, ale wnet twarz jej pochmurniała.
Medard nie dostrzegł, iż dawała znaki mężowi, który na nie odpowiedział tak, jakby zaręczał, iż to, czego żądała, było spełnione.
Posypały się pytania jedne za drugiemi, szczególniej o Krakowie, o panu Czarnieckim, o królu i królowej.
Na wszystko krótko odpowiadając, Pełka oświadczył wreszcie, iż śpieszył do domu, do matki, bardzo będąc o nią i o siostrę niespokojny, gdyż żadnej od nich nie miał wiadomości.
Niemirowa spuściła oczy i dodała żywo:
— A my też nic nie wiemy o Gołczwi, nic nie wiemy, bo teraz trudno i o miedzę co pewnego się dowiedzieć, a tu srogich pięć mil i żadnych nie było okazyj...
— O pięć mil toć się chyba nic stać nie mogło, i wolniej oddycham — odezwał się Pełka. — Tem bardziej, że rotmistrz nic nie słyszał.