Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drans bez zaczepki mógł wytrzymać i bez przymówisk wzajemnych.
— Czy to będzie właściwie, czy nie, — odezwał się — rozsądźcie waszmość panowie; lecz choć po raz pierwszy mam szczęście konwersować z nimi, szczerym być chcę po żołniersku.
To mówiąc, zatrzymał się nieco w progu.
— U pani podczaszyny — mówił dalej — nie jestem w wielkich łaskach; lękam się mojem przybyciem zatruć państwu miłe obcowanie. Nie weźmiecie mi ichmość za złe, gdy, za gościnę podziękowawszy, dalej na nocleg ruszę... Z panem Wacławem jutro lub pojutrze na drodze się zjedziemy.
Zagórscy stanęli jak osłupiali, patrząc po sobie, Pełka już się do odwrotu gotował.
— Ani się obawiać spotkania nie mam powodu, ani na sumieniu cokolwiek bądź czuję, — dodał — ale pocóż mam miłym gospodarzom kwas wnosić do domu...
Wacek zmilczał zafrasowany, sam nie wiedząc, co pocznie.
— Miły panie, — ozwał się Filip, kręcąc sowitego wąsa — słusznieby nam to mogli ludzie wyrzucać, jako wielką winę, gdybyśmy wam dla tak błahej przyczyny od naszego proga odejść dali. Na żaden sposób nie może to być, żebyście nam krzywdę uczynili. Nie pierwszyzna to, że na neutralnem terytorjum znajdą się cokolwiek z sobą powaśnione osoby; przecież z obu stron mitygować się umieją i nic stąd nieprzyjemnego nie wyniknie. Często się jeszcze z sobą przejednać potrafią. Spodziewam się, że i tym razem niegorzej będzie.
— Miły panie a bracie, — dodał Wawrzyniec — istotnąbyście domowi wyrządzili krzywdę, odchodząc od proga.
To mówiąc, we drzwi otwarte uprzejmie zapraszali. Medard pchnął Wacka przodem, a sam też, nie certując się dłużej, wszedł za nim.