Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęśliwe... Podnieśli się z ziemi skostniali napół, aby do furty się dobijać. Przy tej znowu snadź nikogo nie było blisko, aby pukanie posłyszał, głośniej zaś stukać nie mogli, ażeby Szwedów nie rozbudzili, którym pod mur łatwo było przyskoczyć. Dobre pół godziny trwało owo szturmowanie, dopóki nareszcie z przeciwnej strony nie usłyszano go; ale sądząc, iż to było zdradą szwedzką i że ową furtę ubiec chciano, nierychło się rozmówili... Długo znów trwało traktowanie i eksplikacje, nim naostatek ostrożnie uchylono drzwi i Pełka się w nie mógł wcisnąć.
A był tak zmęczony i znękany tem wszystkiem, iż dostawszy się na drugą stronę, padł prawie osłabły, bo i znużenie, i głód, i zimno, i leżenie na ziemi wilgotnej siły mu odebrały. Przecież się zaraz jakoś ocucił, a zażądał wnet iść do pana kasztelana... Niemal całe miasto miał do przejścia, aby się do niego dostać, a łatwo mu było spostrzec tu, iż, co w obozie rozpowiadano, wcale kłamliwem nie było... Już w ulicach tego ruchu i życia jak dawniej, ani tych okrzyków było posłyszeć... miasto się zdawało wymarłe, a prawie bezludne. Jak cienie chodzili ludzie, wzdychając po murach, domy stały ciemne... w kościołach tylko jęczeli niektórzy, po kątach śmierci już prosząc, tak im dwa te miesiące oblężenia srodze dojadły...
Bez spoczynku więc zdążał Pełka do klasztoru... Tu w dziedzińcu pełno było ludu ubogiego i różnego tłumu, spierającego się już tylko, jak rychło bramy otworzyć, aby się utrapienie raz skończyło. Dobijano się do kasztelana, aby go nękać i zmuszać do prędkiego poddania. W mieście z tej rozpaczy i głodu bezpieczeństwa nie było, w biały dzień odbijano sklepy, rabowano śpiżarnie i piwnice... Bójki codzień zakrwawiały rynek... Nasłuchał się Medard i rozpowiadań i żalów i szlochu, niżeli do izb trafił, gdzie na na-