Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pastując zbytnio towarzysza, dał mu dobranoc, kazawszy się zbudzić, gdy rozednieje...
Nazajutrz rano nie miał już po co na zamek iść Pełka, gdyż go z obowiązku tego zwolniono, odpowiedź królewską niósł mu Bochwicz, a ta zawartą była w krótkich słowach — aby się Kraków nie poddawał, trwał i bronił do ostatka w nadziei odsieczy, której terminu oznaczyć nie mógł król, lecz w Bogu miał ufność, iż prędko nadejdzie...
O białym dniu dosiedli obaj koni... Lejbuś także, niewiele skorzystawszy z wycieczki na Śląsk, bo czasu nie miał na żaden handel, powracał z nimi...
Droga tym razem była znacznie łatwiejsza jako przebyta, znana i osłuchana, bo o niej wiele dowiedzieć się mogli od tych, co na dwór króla przybywali.
Do granicy też mogli, wcale się nie kryjąc i nie strzegąc, jechać, bo tu niebezpieczeństwa żadnego nie było. Drugiego dnia dopiero, wjechawszy w granicę Rzeczypospolitej, odzież wypadło zmienić, o uboczne trakty rozpytywać i na żydka się spuszczać, który najwięcej miał zdolności do przekradania się wszędzie...
Szwedów tak rychło się jeszcze spotkać nie spodziewali... O oddziałach ich tu i owdzie chodziły posłuchy, lecz rozsypanych uniknąć było można.
Jakkolwiek nocami bezksiężycowemi w tej porze roku podróż była i niemiła, i najtrudniejsza, musieli ją w większej części odbywać rankami i wieczorami, a we dnie spoczywać. Tak Lejbuś postanowił, i okazało się to skutecznem, gdyż w okolice Krakowa przybyli nieposzlakowani i cali.
Tu już nadzwyczajnych trzeba było ostrożności. Bochwicz wchodząc w myśl danych mu rozkazów, wnosił, iż należało się im rozdzielić, a pojedyńczo próbować szczęścia, by choć je-