Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzawszy nań, nie obiecywał wiele, chyba słusznym nad miarę wzrostem — za to cienki był jak tyczka, chudy, a twarz blada, długa, wymizerowana, zapadła, z wąsem skąpym... z oczkami jak u kreta, gdyby nie uśmiech poczciwy, byłaby okrutnie brzydką...
Najrzawszy w łóżku leżącego Pełką — Bochwicz misiurkę zdjął i pokłonił mu się.
— Czołem ichmość panu.
Kwaśny był Medard i nie do żartów.
— Czy już w całym domu drugiej izby niema, że mi chorąży zasnąć nie dajesz... a toć...
— Stój i nie klnij, ani się dąsaj — bo będziesz gorącego słowa żałował. Przychodzę nie od siebie, ale od króla... w poselstwie do was, a posłów tylko Turcy ścinają.
Pełka się podniósł na łokciu i westchnął.
— Duszo moja złota! gołębiu niewinny! — począł Bochwicz, mający zwyczaj czcić tak przyjaciół, nieprzyjaciół najdrobniejszemi imiony — nie gniewaj się, ani na mnie, ani na pomazańca Bożego, ani na świat i ludzi. Wiem to, iż masz serce poruszone i słuszną urazę do świata, Boga, ludzi, podczaszyny, wojewody, wojewodziny — ale nie racja, abyś mnie za to zabijał...
Wielkiemi oczyma, zdziwiony, spojrzał nań leżący.
— Skądże ta wiadomość? — mruknął kwaśno...
— Kawalerze smutny, — mówił Bochwicz — cały dwór aż do kuchtów królewskich wie o nieszczęściu twem; roztrąbiła je podczaszyna... rozniosły Eole na cztery strony świata. Żal mi cię... serdeczny, lecz — pocieszaj się, bo cały też dwór z tobą trzyma przeciw wojewodzie...
— Lecz co to ma do rzeczy.
— Nic a nic — mówił Bochwicz... i zwrócił się do posługacza... — Jeśli nie chcesz dostać obuczkiem między łopatki, zaraz mi tu gąsior