Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Uśmiechnęła się z politowaniem królowa.
— Dosyćby było tych zdrajców, co przeszli do Gustawa, a nie potrzebowalibyśmy obcych... Do ich liczby mamyż dodać i Czarnieckiego?
— A! pani — z oburzeniem odezwał się Pełka — byłoby najczarniejszą niewdzięcznością nawet posądzić tego człowieka... Dzień i noc, bez spoczynku, czuwa, bije się... krew przelewa... jest wszędzie, otuchę daje, choćby w sercu miał rozpacz...
— I ja miałam go za bohatera, — przerwała Marja Ludwika — lecz jakże on — on — śmie przysyłać z groźbą taką?...
— Pani — odezwał się Pełka. — Krakowa już gruzy zostały i zgliszcza — lecz i te oszczędzić się godzi... to świętości reszta, a ten lud, ci mieszkańcy...
— Kraków? — gwałtownie zaczęła królowa — cegła i gruzy, lud?... Cóż mi ta ludu kupka... honor Rzeczypospolitej ratować trzeba... Patrz waćpan, — dodała — my się tułamy... wyście nas, króla swojego, pomazańca Bożego, zdradzili. Wstyd to i sromota dla narodu! Obmyć się z nich należy... choć we krwi...
— Leje się ona obficie, — rzekł Pełka — lecz czyż ja mam bronić wodza... jam listem jego... i sługą...
Król z rękami złożonemi na piersiach słuchał rozmowy. Gdy Pełka zamilkł, a królowa rzuciła się w krzesło, począł rozpytywać o szczegóły... Medard, nie unosząc się już, z zimną krwią wyliczał mu ofiary, opisywał wycieczki, rachował szkody, opowiadał o kasztelanie, o Szwedach, o ich obozie, o poświęceniu młodzieży i mieszczan... o sile nieprzyjaciela... v
Milczała posępnie królowa, nie odzywając się więcej, potem wstała, nie patrząc na Pełkę, i tym samym krokiem majestatycznym powoli wyszła znowu na pokoje, sam na sam z nim króla zostawując...