Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przy królu bawili. Izbę mu przecież dano z oknami od rynku i ulicy, tak, że się mógł zaraz owej kościelnej paradzie, którą za pogrzeb wziął — przypatrzeć...
Już stał w oknie od kwadransu, gdy od bocznych drzwi tumu kolasy i konni ruszać się zaczęli, a posługacz wchodzący właśnie oznajmił mu, że to nie był pogrzeb, jak się domyślał, ale owszem wesele możnego polskiego pana, który z młodziuchną żenił się dzieweczką, a ci, co piękną narzeczoną u boku jej przyszłego męża widzieli, żałowali wielce... biedaczki...
Dość było tych wyrazów kilku Pełce, żeby się smutnej prawdy domyślił — trafił więc na sam wieczór weselny i na pogrzeb swych młodzieńczych nadziei.
Cóż miał czynić? Jął się najprędzej, jak mógł, przebierać, aby przed królem stanąć... musiał na zamek iść... Chciał mieć tę pociechę, by choć niegodziwej matce w oczy wyrzucić, iż dziecię nieszczęśliwem uczyniła...
Burzyło się w nim od gniewu, nie mógł bowiem przypuścić, ażeby śliczna Jadwisia, która mu rzuciła wstęgę, odebrała przysięgę, i tak go pożegnała serdecznie... mogła go nie kochać lub zdradzić. Na matce pomścić się chciał... krew w nim kipiała młoda... Sam do siebie mówiąc, chwytając się, śpiesznie, nie wiedząc jak przywdziać, bo i niebardzo wiele miał do wyboru — Pełka w odzieży skromnej pobiegł na zamek co prędzej.
Tu tłumno było i jasno, a że i królowa gościła na nim i król, i z nimi wielu senatorów, i dwór dosyć liczny, ledwie się przezeń docisnąć było można.
Medardowi szło i o to, by się przy tej zręczności na pańskie wcisnąć pokoje — zobaczyć straconą dlań Jadwisię i przekleństwem rzucić na jej matkę... Oznajmił więc przy królu bawiącemu ochmistrzowi dworu, że przybywa z poleceniem pilnem od pana kasztelana kijowskiego z