Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jak piorunem uderzył w Pełkę tą wiadomością, który pobladł i ręce załamał.
— To nie może być — krzyknął. — Nie! to być nie może. Za kogo?
— Radbym, żeby to być nie mogło, ale niestety! mało mam nadziei, abyś to waszmość lub ktokolwiek bądź mógł przerobić. Zaswatał pannę podczaszankę rodzony mój, pan wojewoda sieradzki...
Milczał Pełka, słowa wymówić nie mógł, a starosta ciągnął dalej:
— Przynajmniej tyleż ja, co wy, miałem ochoty małżeństwa tego nie dopuścić, a czyniłem, co mogłem. Z rodzicem jednak wojować trudno, musiałem na łaskę Bożą zdać... i wyjechać.
— Podczaszyna śmiałaby jedyne dziecię zmuszać? — przerwał Pełka...
— Jakto! zmuszać? — mówił starosta — ale ja i de visu i de auditu mogę waszmości zaręczyć, że panny zmuszać wcale pono nie potrzebowała... Pan wojewoda ją klejnotami i cackami jak małe dziecko przekupił...
Zmilczał Pełka, rzuciwszy się na ławę, a choć nie zdawało mu się, by za jego przyjazdem rzeczy się zmienić nie miały — serce mu się ściskało, w głowie nie mogła pomieścić płochość niewiasty tak młodej jeszcze i tak niezepsutej życiem. W przekonaniu jego matka wszystkiemu winna być musiała, nie chciał już jednak o tem mówić z równie rozżalonym starostą. Siadł na uboczu i o mało nie płakał, a burzył się i gniewał tak, że łamał, cokolwiek wziął w ręce...
Z noclegu podług obrachunku było jeszcze dla konnych półtora dnia drogi. Postanowił nocą, gdyby się cokolwiek wyjaśniło, wyjechać, a konia nie szczędząc, stanąć jak można najrychlej w Głogowie, tem bardziej, iż starosta o weselu wyrażał się, iż rychlej jutra niż za tydzień być może, bo wszelkie ku temu starania poczynione były, a przyznał się, że wojewoda mu wioskę darował, byle sobie jechał precz i do zaślubin