Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tętent i chodzenie około szopy. Żydek zerwał się na nogi i przyłożył ucho do ściany... Można było rozeznać stąpanie koni i głosy ludzi.
Pełka porwał się niespokojny... Stary Żyd ruszył się też z posłania... czekano z natężoną uwagą, gdy do drzwi, przez które spuścili się podróżni, silne stukanie, powtórzone coraz gwałtoniej, słyszeć się dało. Lejbuś i gospodarz zdawali się naradzać z sobą. Przewodnik zbliżył się do Medarda i szepnął:
— Póki co będzie, chodź pan tu.
Podniesiono odzież, wiszącą na ścianie, za nią było niższe jeszcze wyżłobienie, na którego ubitej ziemi suche liści i słoma leżały. Medard posłuszny, pistolet opatrzywszy i puginał, wcisnął się do wskazanego kąta... Odzież spuszczono znowu, znalazł się w grobowej ciemności... W tejże chwili ruch się wszczął w pierwszej izdebce... otwierano drzwi, dwa głosy zgóry żywo rozmawiających zbliżyły się... Medard, przysunąwszy się do zasłony, która wnijście okrywała potrafił nieznacznie roztworzyć ją tyle, by na pierwszą izdebkę okiem mógł rzucić.
Lejbuś już był powrócił na swe posłanie i skulony udawał drzemiącego, stary Żyd zwlókł się, okryty płaszczem na przyjęcie gości. Dwóch ich było, draby ogromne, wyglądające dosyć dziko... Obaj na ramionach nieśli sporo odzieży jakiejś węzełków, obuwia a nawet broni, w której szwedzką poznać było łatwo. Pierwszy z nich rzucił zaraz cały swój ciężar na ziemię, drugi na tąż samą kupę złożył, co miał na ramionach... Poznać było łatwo w przybywających dwóch jakichś zbójów, dobrze uzbrojonych, właśnie w powrocie ze szczęśliwej wyprawy na szwedzkich ciurów.
Obejrzeli się po izbie... Lejbuś udał rozbudzonego, popatrzył na nich i odezwał się do pierwszego, który stał bliżej:
— A co, Wrzos, udało się?
— To ty! — zawołał wesoło drab. O! dobraż