Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sobą, gdyż pewni byli, że któryś z nich przez sen drugiego targnął...
Wrzawę tę, przysiadłszy na ziemi, poczekać było potrzeba... Pełka rzucił okiem dokoła i ujrzał o kilkanaście kroków namiot otwarty, w którym się mógł doskonale rozpatrzeć...
Było to zapewne schronienie któregoś z dowódców, urządzone bardzo wygodnie... Wnijście nawet, z którgo podjęto zasłonę w chwili, gdy się wszczęła wrzawa, obwarowane było kobiercami od chłodu i wilgoci.
W namiocie rozeznać było łatwo nagromadzony łup i porabowane dostatki... Wszystko, co tam było, żołnierzowi w pochodzie z domu towarzyszyć nie mogło... Kupy powiązanych sukien, towarów, makat zalegały pod ścianami... kosztowna broń porozrzucana była po łożach i ziemi... Srebrna beczka na krzyżowych nogach, z prostych kołów zbitych — służyła do napełniania wypróżnionych dzbanów...
Wpatrzywszy się w ten obraz, który go bólem napełniał, Pełka nie poczuł, jak go żyd ciągnął za suknię.
Wrzawa się była uspokoiła... cisza dokoła, oprócz szmeru rozmowy, z namiotu wylatującej niekiedy i cichnącej, gdy się kości rzucać zbierano — oznajmowała im, że powinni byli korzystać z chwili. Wydobywszy się więc z belek, postąpili w przeciwną stronę... Tu już panowały ciemności. Zdawało się, że obozowisko było za nimi, i jedna tylko linja straży zostawała do przebycia.
Potykając się nieustannie na gałęziach i faszynach... padając w rowy, brnąc przez kałuże... przebyli spory kawał drogi, niepewni jednak obaj, czy wszerz szwedzkiego wojska, czy wzdłuż się posuwali — wśród nieustannych bowiem obrotów obaj pamięć kierunku utracili... Szli tak naoślep, iż kilkakroć musieli na niebie upatrywać wież Krakowa, ażeby pewni byli, że