Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to wodę z jakiego cudownego źródła, to skuteczną modlitewkę, to jaki środek lekarski nieomylny, to suszone ziółko, to coś podobnego, mającego tylko pretium affectionis.
Węgorzewski wyglądał jak gruby kół, na którymby kto suknie powiesił... Statury był ogromnej, prosty, choć lat dochodził siedemdziesięciu, z głową długą na karku, wychodzącym mu z kołnierza i żylastym, ale dziwnie poplecionemi żyły temi oplątanym... Po nogach i rękach poznać było można, że i dużo chodził, i niemało robił, bo butów sobie rzadko mógł gotowych dobrać, tak wielkich potrzebował, a na dłoni siąść mogło dziecko jak na krześle. Pomimo tego wzrostu i marsowego pozoru, bo mu się wąsy siwe do pasa zwieszały niemal, człowiek był najłagodniejszy w świecie — prawdziwy baranek... Mówił powoli, chodził mierzonym krokiem, którego nigdy nie przyśpieszał — a miał to do siebie, że go nigdy nic ani niecierpliwiło, ani zadziwić mogło.
Medarda on niecierpliwił, ale Medard jego do niecierpliwości przywieść nie mógł. W tej chwili stał z rękami w kieszeniach i patrzał to na przybory do drogi, to na swojego kochanego chłopca.
— Ale czego to się śpieszyć? — cedził przez zęby — dowiedziona rzecz, że nigdy się dłużej nie robi nic, niż wtedy, gdy się chce robić prędko. Czego się śpieszysz?... Już dziś ani kowala nie będzie, ani jejmość gotowa być nie może... a jutro dodnia sama pora...
— Tak! tak! a całe towarzystwo z sąsiedztwa i pan Jeremi, i Feliks, i podstolice, i sędzic, i wszystko ruszy, a ja się ciurem będę wlókł za nimi! To niepięknie... Pierwszy raz jechać i dać się sąsiadom wyprzedzić.
— Jako żywo! — odparł Węgorzewski — ja zakład stawię, że pan Medard nie będziesz nigdy ostatnim; choćbyś i za dwa dni wyruszył, to drugich tą swoją gorączką prześcigniesz, a niema gorszej rzeczy nad gorączkę.