Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie był jeszcze pewny siebie Pełka i do wieczora się wyprosił dla rozmysłu, aby się w tem lepiej rozpatrzeć, jak miał począć sobie i co czynić.
Pełka poszedł po murach rozpatrzeć się naokół, którędy mu wynijść można bez niebezpieczeństwa. Z pozabijanych rajtarów i piechoty szwedzkiej czasu wycieczek dosyć nabrano odzieży, by się w nią przebrać było łatwo. W wojsku Gustawowem służyło też dosyć Niemców i z tym językiem, który Pełka dosyć nieźle umiał, z biedy można było obóz przejść. Nie zbywało też i na zdrajcach... co się do Gustawa przyłączyli. Rozmaite myśli snuły mu się po głowie i różne plany, i wolałby był innego się podjąć rzemiosła, acz na wojnie ten najlepiej służy, kto najlepiej słucha...
Rożańskiemu, choć z sobą żyli jak bracia, nic powiedzieć nie chciał zrazu. Wiedział, że go ten nie zdradzi i rychlej pomoże niż zawadzi, przecież nieswojej tajemnicy powierzyć mu się wahał.
Lecz gdy wszedł do izby, w której razem stali nieopodal Florjańskiej bramy, po twarzy Wacek poznał, iż coś się święci niedobrego z Medardem, i począł mocno nastawać, aby mu się spowiadał.
— Co ty mnie ciśniesz? — zawołał Pełka — gdybym ci ja mógł, jednej chwilibyś wiedział, co mi cięży — a no, nie moja sprawa. Cudzych rzeczy darowywać się nie godzi.
— Jeżeli tak śpiewasz, — rzekł Wacek — to ja tobie powiem, co masz na sercu — bo tak dobrze o tem wiem jak i ty. Pan Czarniecki mnie toż samo chciał powierzyć, a ja waści nastręczyłem, nie żebym się wykupować chciał, lecz żem niezdolny do tego.
— To powiedzże mi szczerze, czy ja to potrafię? — zapytał Medard.
— Albo ty, lub nikt — odparł Rożański. — Mnieby od pierwszego gęby otwarcia poznali...