Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ścią odgadli, co się tu święciło... z pana wojewody podżartowywano sobie, o podczaszynie mówiono z przekąsem, o Jadwisi z ubolewaniem...
Dwór miał nieustanne z krajem komunikacje potajemne... Pomiędzy nowinami ktoś pewnie pomieścić musiał ciekawą wiadomość o swataniu się Przerębskiego do podczaszanki... Ktoś ze znajomych nic pilniejszego nie miał nad doniesienie o tem synowi wojewody, młodemu panu staroście... Wprawdzie spodziewał on się prędzej czy później tego rodzaju wybryku ze strony ojca, wszakże radby był mu zapobiec. Na pierwszą wieść o zamierzonem ożenieniu stryjeczni i cioteczni, i co żyło, wpadło na starostę, aby jechał ojca reflektować i odwodzić.
Pojechał nocą i dniem, przerznąwszy się z pomocą przyjaciół przez straże szwedzkie — na Śląsk... Wojewodzie ani na myśl przyjść nie mogło, żeby mu się tu syn zjawił. Gdy go zobaczył — oniemiał z podziwienia i gniewu. Domyślał się o co chodziło... w furję prawie wpadłszy, zamiast powitania, nasrożył się na starostę, że go śmiał szpiegować.
Ten pierwszy napad tak gwałtowny wytrzymał pan Tymokles (takie mu imię nadano nieszczęśliwe) z cierpliwością przykładną — dał się ojcu wyburzyć i odparł mu cicho, że go tu wcale nie szukał, że o jego bytności na Śląsku nie wiedział i że był z papierami do króla jmci wysłany.
Wojewoda się nieco zawstydził — niemniej los płatał mu figla bolesnego. Syn nie mógł się tu nie dowiedzieć o tem, o czem mówili wszyscy, a że się to synowi nie mogło podobać... nie ulegało wątpliwości. Trzeba było powagą rodzicielską, władzą naówczas tak szanowaną, rozbić wszystko i usta zamknąć...
Nazajutrz sam pan Przerębski syna poprowadził do podczaszyny, nic mu nie mówiąc... Szczególna rzecz... Ojciec i syn, gdy byli razem, wyglądali niby dwaj bracia, z których wprawdzie