Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale, kochana matuniu, — rzekła — mam trochę na sumieniu Pełkę, bo się on we mnie też szalenie, obcesowo kocha... — a wprawdzie mu nic nie przyrzekłam, alem mu dała — kokardę...
Podczaszyna, usłyszawszy to imię, zmarszczyła się.
— Bardzo to źle, żeś mu kokardę dała... i bez mojej wiedzy — ale to hołysz... chłopak do niczego... do szabli, do konia... do pola, ani mu myśleć o żonie...
Niech sobie kokardę trzyma... przecież mu słowa nie dawałaś, a gdybyś go dała, beze mnie nicby ono warte nie było...
Ale, patrzcie! — dodała, jakby sama do siebie, podczaszyna ze źle stłumionym gniewem — potrafił mnie oszukać! potrafił sam na sam ją widzieć...
Gniew matki trochę nastraszył Jadwisię, ale gdy raz zgodziła się na wojewodę, przeszedł on, a przynajmniej już się głośno nie objawiał.
Nastąpiło tedy uroczyste oświadczenie matce dobrodziejce i pannie podczaszance... Matka i panna przyjęły. Naznaczyć miano zrękowiny, aby podczaszyna miała czas się z wyprawą przygotować, co czasu wojny poprzerywanych dróg nie było łatwo, na to jednak pan wojewoda nie zezwolił i domagał się ślubu za dyspensą... Jadwisi tak jakoś było pilno zostać panią wojewodziną, iż się temu nie sprzeciwiała wcale. Pan Przerębski zaś miał to na względzie, że rodzina i syn dowiedzieć się mogli, że możeby mu przeszkadzali... chciał ślub wziąć, bo wówczas się już nie lękał.
Mimo największego w świecie pośpiechu, ani wypadało, ani było można tak zaraz przystąpić do ołtarza. Chociaż duchowieństwo dla magnatów naówczas daleko było więcej pobłażające niż dzisiaj, a formy wymagane mniej ostro były określone, zawsze jednak potrzeba było świadectw, papierów, świadków bodaj, których narazie wojewoda mieć nie mógł. Ludzie z łatwo-