Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ki, chciałem raz skończyć... A chciał jej, niech rozwodzi i żeni się. Rozwód może być, bom ja ostrożny człeczek! — rozśmiał się kuternoga, jest jedna formalność niedopełniona umyślnie, i ślub mój z nią jak ja chcę to dobry, a jak ja zechcę, nic nie wart.
Barciński popatrzał na niego i ukłonił się.
— Co to ma znaczyć? — spytał Achinger.
— Kłaniam uniżenie, — rzekł gospodarz i postąpił ku drzwiom, które otworzył, kłaniam uniżenie.
Achinger zbył ten afront śmiechem, a drzwi zamknął.
— Kochany stolniku — rzekł — ty znowu jesteś świętym... a my ludzie słabi... nie perz się tak strasznie. Powiesz mi, żem szelma, ale kto nie zrobił szelmostwa ten nie da sobie rady na świecie... anim lepszy anim gorszy od drugich, bliższa ciała koszula niż kaftan. Łaj mnie, łaj, ale co miałem robić, musiałem być ostrożnym.
— Już ja z waszmością nie gadam — rzekł stolnik.
— A ja kochanego stolnika czczę, wielbię, miłuję i poważam, a tych małych jego przycinków nie biorę do serca, przyjmuję jak od ojca. No... szelma jestem... jak mnie widzisz tak mnie pisz, ale szczery i bez obłudy!
Barciński parsknął śmiechem nie udanym, kuternoga swą podłością go rozbroił.
— Gadajże już sobie co chcesz, — odezwał się — ale nie na kasztelana, że ci żonę zbałamucił, raczej ty próbowałeś czy ci się nie uda poczciwej żony użyć do niepoczciwego frymarku... i oto poszedłeś z nosem długim, bo cię rachuba zawiodła.
Achinger westchnął, rzucił czapkę o ziemię z pasją.
— Kroć sto tysięcy djabłów — zawołał — albo zawiodła, albo nie zawiodła! No tak... co mam lepszego udawać niż jestem, rachowałem na starego że mi się opłaci, byłbym mu Rózię oddał. Cóż to ja pierwszy? albo to generał W. nie sprzedał swojej? albo to książę... nie odstąpił za dwa kroć sto tysięcy matki swoich