Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęśliwą kobietę, którą ratować mogę, tego nie uczynię. Starczy mi spokój mojego sumienia, a że mnie inaczej osądzą niżem wart, że mnie potępią, że przyjaciele nawet może nie ocenią i nie rozumieją, może to być nieszczęściem, nie powinno jednak być w żadnym razie pobudką do zmiany w postępowaniu.
Stolnikowa była poruszoną do głębi.
— Mój kasztelanie — rzekła — zważ sam, czy wszelkie pozory nie były przeciw tobie, szanuję cię i pewnie wierzę jak nikomu więcej. Ale tyś człowiek... i ty słabość mieć możesz. A z drugiej strony powiedz, jeśli postępowanie dwuznaczne jest złym przykładem dla drugich, jeśli na ciebie patrząc, męża poważnego i znanego z cnoty, będą się tłómaczyć twoją mniemaną słabością ze swych istotnych występków? Co tu wybierać, czy dalej brnąć dla wybawienia jednej, szerząc zgubę drugich...
— Stolnikowo — przerwał Żeliga — to coś teraz powiedziała, męczyło mnie; zadałaś pytanie, które sam sobie czyniłem nieraz, nie umiejąc na nie odpowiedzieć. Ale bądźże sędzią chłodnym do ostatka, powiedz czy z każdej czynności ludzkiej nie biorą ludzie pochopu do złego kiedy chcą? czy jam dlatego powinien nie spełniać obowiązku, że oni mogą sobie mój postępek tłómaczyć fałszywie?
Stolnikowa zamilkła zamyślona...
— Abym wam jaśniej się wytłómaczył — dodał kasztelan — opowiem o dzisiejszych odwiedzinach u Achingerów. Pojechałem tam czując się potrzebnym, alem sądził że jego zastanę w domu. Wiecie, że na tej długiej grobli, która do dworu prowadzi, widać na przestrzał i pół godziny wprzód poznać można gdy kto jedzie. Ledwie byłem wjechał na nią, patrzę, wyjeżdża biedka ode dworu, bliżej poznałem żółtego kuternogę; stanąłem. — A! panie kasztelanie dobrodzieju! rzecze mi, darujcie, przebaczcie, pilny nader interes do młyna, za kwandrans będę nazad... jedźcie do dworu, ja wnet przybywam. Proszę i błagam. Chciałem koniecznie zawrócić, jak zaczął zaklinać,