Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wych krajach wcale inaczej, próżnowania więcej, na powietrzu łatwiej żyje się choćby rok cały, a umysł nieujęty szaleje i pcha do wybryków.
— Dla tych co swoją tylko ziemię znają, — odezwała się nieśmiało pani Achingerowa, wielce to dziwną jest rzeczą dowiedzieć się, że człowiek, nie wszędzie jest jeden i jednakowy... że tak ogromne są różnice między mieszkańcami krajów i części świata.
— Gdyby to nie było poważną rzeczą o takich przedmiotach rozprawiać, ozwał się kasztelan — dodałbym, że człowiek jest leniwego umysłu pospolicie, a stworzenie Boże, świat, nieskończony i nieustannie inny. Ztąd dla nas też dziwów jest pełen. My sobie wystawiamy, że to co znamy jest już wszystkiem, a życie ledwie starczy na rozpatrzenie się w cząsteczce. Kraje, ludzie, zwierzęta, rośliny, niby jedną formą wszystkie a jak rozmaite... i wiek wiekowi podobny, i jeden człowiek w różnych latach jest wcale odmienny, słowem wszystko przemija, mieni się, ginie, wyrasta co chwila, a jeden Bóg, którego siłą się to wszystko stało i trwa, pozostaje zawsze sobą i niezmiennym.
— Za pozwoleniem kasztelana — przerwał Achinger rad się wmięszać do rozmowy — co się tyczy człowieka, żeby się on miał w życiu tak bardzo zmieniać, nie sądzę...
— I zmienia się mój dobrodzieju, i sobą pozostaje — rzekł kasztelan — przynosi miarę na świat, do której rosnąć może, rośnie więc ale w swej formie Ot tak uderzmy się w piersi, kto z nas, w przeszłość swoją zajrzawszy nie przyzna, że przynajmniej parę razy skórę zmieniał i wyleniał jak wąż...
— A szczególniej — dorzucił stolnik — kto się ożeni to się odmieni.
— O! o! czy jegomość pijesz do mnie? spytał szlachcic.
— Ale jak żywo! — tłumaczył się Barciński — do nas wszystkich się to stosuje. Zresztą mój mości dobrodzieju, gdybyś się jegomość i zmienił, to pewno