Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Maciejowa po wiejsku, nie długo czekając, natychmiast wypowiedziała co jej na serce padło.
— Bardzom ja panu wielmożnemu rada, że moją ubogą chatę nawiedzić raczycie — odezwała się dworka stara na samym wstępie — ale... ale...
Tu mu się pochyliła do kolan.
— Tyś pan nasz i ojciec, nie rób że nam wstydu i szkody?
— Albo co? — obruszył się pan Achinger.
— Jakże bo wy pomyśleć o tem nie chcecie, że wyście nie starzy, a u mnie dziecko w domu... Ludzie wezmą na języki, choćby nie było za co, i los jej znieważycie...
Achinger siadł za stołem i podparł się na ręku.
— Siadaj no moja Maciejowa — rzekł po chwili — pogadajmy rozumnie.
— Ojcze dobrodzieju, nie ma o czem mówić, — zawołała kobieta — gdyby mi tu król sam przyszedł do dziewczyny się zalecać, to bym mu powiedziała: omyliłeś się najjaśniejszy panie, nie tędy droga przez kościół...
Achinger się trochę pogniewał.
— Zapominasz moja Maciejowa — zawołał — że ja to pan, a gdybym był zły i chciał złego, to czyż nie mam siły...
— Macie ją, macie — zawołała kobieta — ale myślicie, ze ja też jej nie mam. — Podparła się w boki. — Jest i Bóg i król i ksiądz nad nami, ja was szanuję, ale bym sobie krzywdy też zrobić nie dała.
— Któż ci u licha powiedział, że ja o tem myślę, — krzyknął dziedzic stukając pięścią o stół. — Jeszcześ nie wysłuchała, a już puściłaś język...
— Darujcie i przebaczcie kobiecie — poczęła Szyszkowa — jam wdowa, jednę mam moją gołąbkę, jednę pociechę, dla niej życie gotowam postradać. Ej! mój panie! byłam ci i ja młodą, bywałam po dworach, żyłam, odpłakałam nie jedno; dał Bóg córkę, wiem jak jej strzedz i czego jej życzyć!
— Moja Maciejowa, dajże mi też choć przemówić.