Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z kim jest duch Boży, niewidzialny, ten drogę widzi i idzie nią śmielej; kogo on opuści błąkać się musi.
— Towarzyszu mój — dodała — nim twoja dusza powróci na łono Boże, jeszcze musi cierpieć i walczyć na świecie. Życie twe nieskończone, praca niedokonana, jest dusza biedna, która na ciebie czeka abyś ją wybawił od zagłady. Musisz żyć, kochać, cierpieć, męczyć się, być po waszemu szczęśliwym, a o mnie zapomnieć. Zeszłam aby ci to objawić, bo wiem że cię pokrzepię i ośmielę. Z niebios nie ma zazdrości, na ciebie czeka kobieta...
Na te słowa przerwałem milczenie zdziwiony i przelękły:
— Przysięgam ci, rzekłem — i dochowam przysięgi.
— Dochowałeś jej — odpowiedziała — jesteś wolnym. Jak śmiesz sprzeciwiać się woli Bożej? a jeśli jesteś potrzebnym, jeśliś wyznaczony do trudu, do szczęścia, do pokuty, do spełnienia wyroku, którego nie rozumiesz, bo sięga po za życie twoje i po nad twe życie? duchu mój — mówiła ciągle — oto dla upewnienia kroków twych, dla oszczędzenia walki, zgryzot, niepewności, schodzę i mówię ci: Żyj, kochaj, zapomnij...
— Na te wyrazy — dodał kasztelan, rozdarło się serce moje, łzy miałem w powiekach, jęk mi i łkanie mówić nie dało. Postrzegłem tylko, że mi krzyż uczyniła nad czołem i jakby wiatr przewiał nad twarzą, ku której się schyliła. Duch zniknął.
Barciński milczał długo, Żeliga spuścił głowę.
— Przyjacielu — rzekł po chwili stolnik — nie jeden raz człowiek własnego widziadła staje się ofiarą, jabym sądził, że tu jedyne lekarstwo modlitwa i pilna na siebie baczność aby nie dopuszczać...
— Mój stolniku — odparł Żeliga, — przecieżbym przeciwko sobie nie marzył i to jeszcze takich dziwactw, których spełna nie rozumiem. Jestem przerażony i boję się bym nie oszalał.
— Ale cóż znowu panie kasztelanie — odparł stol-