Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go widzieli, tuman tylko kurzu poleciał za nim po drodze i znikł jak w wodę. Ludzie którzy na to patrzali, zlękli się, czy jakiego kryminału nie popełnił, jedni rzucili się za nim, drudzy do izby... Ale kozak ledwie się wychwyciwszy z dworskich opłotków, nie pojechał drogą, szczwany lis przesadził rów i znikł w krzakach i lesie.
Wybiegł natychmiast i p. Marcin szukając go, wykomenderował w pogoń ludzi najżwawszych, kazawszy ścigać do zdechu, ale wszyscy popowracali znużywszy szkapy bez skutku. Masztalerz Onufry schwycił był kozaka na oko i formalne nań odbył polowanie, ale dopędzić nie mógł. Kozak oglądał się, stawał, kłaniał mu się, żartował sobie, udawał że go na tabaczkę prosi, a gdy ten już się doń przysuwał, znikał w takich dziurach, kędy płochliwy koń Onufrego i przecisnąć się nie mógł.
List, który kozak wręczył p. Marcinowi był napisany znanym charakterem Żeligi, z treści następującej:

Wielmożny panie a bracie!

„Doszła mnie dopiero w tych dniach wiadomość o wielkich utrapieniach i stratach jakiemi się Panu Bogu podobało dotknąć państwa moich — odbolałem ja je z wami. Boję się tylko teraz aby spiesząc z przyjacielską pomocą, nie przybyć za późno. Mówiono mi że stolnik zmuszony jesteś puścić Sroczyn zastawą p. Boguszowi, nie czyń że tego proszę, a przyjm natomiast prostą pożyczkę trzech tysięcy czerwonych złotych, które oddawca listu wam złoży. Justysi na jałmużny jej i zabawki niech służy póki się przyjaciel stary nie przyjdzie upomnieć.

Wasz
Żeliga.“

Czytali ten list raz jeden i drugi i trzeci i nie wiedząc co myśleć sami; płakali, pan Marcin się mo-