Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak! tak, — powtórzyli wszyscy, — pójdziemy, czas jest odprowadzić go, i nikt nie poniesie tylko my na mogiłki...
Hryciowi łza spadła z powieki, otarł ją i mówił daléj.
— Trzeba się nam robotą podzielić, bo jéj niezabraknie, a młodym taką tylko powierzyć, gdzie więcéj nóg niż głowy potrzeba, bo mogą nam sromu narobić, nie ze złéj woli, ale z niedoświadczenia. Ja pójdę naradzić się z xiędzem, może tam co brakuje, trzeba wcześnie pomyślić, wdowie teraz łzy tylko w oczach, Foma niech zaraz zaprzęga i jedzie do Podkamienia i zamówi dla nas xięży Dominikanów z nabożeństwem i przyborem. Nie pożałujemy zachodu i grosza, niech ludzie widzą żeśmy go kochali, że go i po śmierci szanujemy; wezmiecie groszy z sobą — są jeszcze składkowe gromadzkie. Dwóch niech pilnuje dworu, dwóch stanie na posyłki, dwóch do toku dla pilności...
Tak rozporządzał stary z dziwną przytomnością, chociaż łzy miał w oczach, gromada słuchała z uszanowaniem, potakując głowami słowom jego. Radzono długo i chmur-