Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I opiekunowie, — rzekł Hryć.
— Potrzeba pomyślić, — odezwał się inny — tak, tak! święty obowiązek nasz, związały nas ostatnie słowa zmarłego, ja sam je słyszałem, ale i bez tego gromada Starego czułaby się do litości i opieki nad poczciwą krwią swoich panów. Nie damy jéj przepadać! Któż bliższy od nas?
— Tak, — zawołał Hryć po chwili, trzeba to powiedzieć wszystkim do najmniejszego dziecka, że teraz dobro ich, dobro nasze i sława nasza, ich mienie i spokój, to nasza poczciwość. Na nikogo teraz się nie spuszczać, wszyscy głowy potracą, my im gospodarze i ekonomowie. Ja sam na dwór i na potrzeby będę naglądał, żeby niczego nie brakło; wy ojcowie, uważajcie na rolę, jak skoro po pogrzebie, trzeba doorać i podosiewać. Nasienie z gromady wybierzemy.
— Rozumie się, — bądźcie Hryciu spokojni, wstydu nie zrobim ani ojcom naszym ani sobie, będzie jak być powinno w Starém, — z niejaką dumą rzekł jeden ze starszych gospodarzy. — Teraz nam o przystojnym pogrzebié pomyślić, bo i to na nas.