Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ne dziewczę choć młodziuchne jeszcze, już miało do ręki swéj ochoczych i swatów co chata.
Kiedy tak duma Hryć stary, a gromadka poważniejszych gospodarzy już się ściągnęła; jakby się ich przyjścia domyślił czy spodziewał, wstał z kamienia nagle, i obejrzał się witając ich smutnie. Ruszyli się zaraz i przystąpili wszyscy ku niemu.
— Witajcie ojcowie, — odezwał się głosem dźwięcznym powolnie — witajcie, — choć nie wesoło nam dzieci powitać się... Spadło wielkie nieszczęście na sioło nasze, jakiego niezaznaliśmy dawno, ani przeczuwać mogli. Poczciwy pan nasz leży na marach, a my z wdową i sierotą zostaliśmy, wiecie że nam ich oddał, myślmyż żebyśmy spokojni byli w sumieniu, i nie zawiedli umarłego.
— Uchowaj Boże! — odezwało się kilku — uchowaj Boże! — Potrzeba pomyśleć, dodał jeden występując i śpierając się na długim kiju; — oj! bo prawda, nie było w Starém nigdy ani tak dobrego pana, ani tak wielkiego nieszczęścia! żyliśmy długo jak u Pana Boga za piecem; było się komu nami zaopiekować, teraz my sami sieroty.