Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie ku starcowi. On ciągle jeszcze miał oczy wlepione w drzwi jasne, które coraz widniéj błyszczały wśród cienia drzew, świecami wkoło katafalku pozapalanemi.
Twarz Soroki była na podziw piękna i i ślachetna, przypominała spokojnym, głębokim smutkiem bohaterów Ossjana i starych lasów islandskich; rzekłbyś wskrzeszone oblicze owéj postaci podań ludowych, którą wieki zolbrzymiły. Jasne i podniesione czoło obnażone z włosów u góry, strojne dokoła w długie białe spadające pukle, nie potrafiło jeszcze słońce, w dziennéj dogrzewające pracy, opalić; piękne niebieskie oczy, pełne uczucia i zadumy tęsknéj, zachowały ogień i żywość młodości i w ustach był także smutek ale smutek męzki, poważny, uśmierzony doświadczeniem długiego życia, co wiele przebolało i nauczyło się mierzyć z cierpieniem. Piękna ale niezbyt długa jeszcze broda siwa, okrywała piersi starca. Miał na sobie świtę białą sznurkami pąsowemi wyszywaną, z kapturem na plecach, ujętą pasem pięknym, także czerwonym; w ręku trzymał swoją wysoką baranią czapkę i zakrzywiony kij biały, z któ-