Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i broń znalezioną, wieśniacy mieli tylko siekiery, topory i kije.
Słychać już było rozlegające się po wsi piérwsze kogutów pianie, a nic się jeszcze nie pokazywało, oczekiwanie niecierpliwiło ludzi i odejmowało im siły, głucha cisza szumem tylko wiatru przerywana i odgłosami uszłéj już burzy, złowrogo wisiała nad ich głowami. Oczy wszystkich zwrócone były na wał, przez który drapiąc się zbójcy powinni byli pokazać... Największe milczenie nakazywane było przez Hrycia.
W tém na tle szarém nieba, po nad wałem ukazała się wysoka jakaś postać, która powolnie wzniosła się nadeń, wyprostowała i w dół spuszczać zaczęła ku podwórzowi, za nią jeden, drugi, trzeci, kupa łotrów zaszarzała, mignęła i znikła. Nie można ich było policzyć, tak szybko wdarli się po piérwszym — wszyscy już być musieli między wałem, a gromadą ludzi co ich czekała. Oddzielało ich od zaczajonych, może sto kroków tylko, a te szybko przelecieli zbójcy, i oparli się właśnie o linją na któréj stał Hryć. Jednooki idący przodem podstąpił tak blizko starca, że ten