Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

patrzę, cóś majaczeje przedemną. I słyszę dwa głosy.
— A co? wszystko tam gotowo?
— Gotowo, ojcze, ludzie poszli w las na Turowszczyznę i czekają jeno znaku u parowu za kopcem.
— Wiele ich tam jest? spytał drugi.
— Jak się wszyscy zbiorą, będzie ze dwudziestu, ale dobrze zbrojnych.
— Nam ich tyle niepotrzeba! albo to dwór w Starém tak obsadzony?
— Ai! nie zawadzi!
— A o któréj pójdziemy na dwór?
— Z północka, niech się dobrze pośpią, mówią, że grosz jest...
— Musi być...
— A no cicho! żeby się wioska nie zbudziła, w ostatku kościół i plebanję obedrzemy, i jak świt potém lasami ztąd poprzemy się nad Dniestr, bo pójdą obławy pewnie...
Ledwiem ja tego dosłuchał z wielkiéj niecierpliwości i pomiarkowawszy, że źle być może jak mnie zobaczą, przylgnęłem pod ławą. Zaczęli wołać światła i wódki, poszedł jeden za drugim do alkierza, a ja widząc, że