Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie! nie! jam jéj może nie kochał nigdy, ja ją czciłem tylko, a dziś! to tylko stare wspomnienie, to uczucie artysty, co się cuduje dziełem Bożém. Zobaczyłem Annę i głowa mi się zawróciła, powiedziałem sobie ja ją kocham! ona będzie moją. Ale niegodzi się kochać Aniołów, bo Aniołowie nie dla ziemi są stworzeni! ta miłość moja była świętokradztwem... W piérwszym szale, rzuciłem wszystkich i wszystko dla niéj i uwiązłem w tym domu.
Ciotka, żona urzędnika także, była równie piękną jak Anna, ale inaczéj! inaczéj! W jéj piękności było już coś ziemskiego, coś tak uroczego, jak ziemia, kiedy się odmłodzi i kwitnie. Emma o lat kilka starszą być musiała od Anny, ale tak życia w niéj wiele wlał Bóg, że nie znać było, co z niego zużyła...
Emmę widziałeś pewnie, była do Anny podobną, ten sam wzrost, postać, taż barwa oka i włosów, ten sam uśmiech i wejrzenie; ale światy je dzieliły. Tamto był ideał niepochwycony, to tylko jego odbicie ziemskie i cielesne. W początku niewidziałem Emmy na-