Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lały się węgle zagasłych ognisk i kości. Juljusz z przerażeniem postrzegł u stóp swoich niedogorzałą czaszkę ludzką. Powiódł wzrokiem milczący, chcąc zbadać głębią podziemia i niedopatrzył końca: pieczara zniżając się i zakręcając w różnych kierunkach, ciągnęła się daleko w górę na któréj stał Ładowy Gaj. Gdzieniegdzie z pękniętego jéj stropu zwieszały się blade korzonki drzew, które przebiwszy go cienkiemi nićmi wyciągnionemi w próżnię, zdawały się szukać uciekającéj im ziemi.
Juljusz nie mógł się napatrzeć nowego dla siebie i zajmującego widoku, stary Hryć stał przed nim i patrzał w twarz jego badając wrażenia jakie na nim to dziwne schronienie, wysłane kośćmi ludzkiemi uczyni.
Młody człowiek chciał się posunąć dalej, ale go towarzysz wstrzymał.
— Zostańmy tu, — rzekł — niéma tam nic do widzenia, siadaj na téj ławie gliniastéj i spocznij; puszczać się daléj i niepotrzebna i niebezpieczna.
— A dalekoż ciągnie się ta pieczara? — spytał Juljusz gdy stary zasłaniając światło