Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bolał z odebrania nadziei, ale że kochał poczciwie, myśl, że będzie mógł widywać Marją i daleką nad nią czuwać opieką, trochę otuchy wlewała do serca zakrwawionego niespodzianie i srodze.
Zkąd i jak wzięła się ta miłość? jak niespodzianie na tak gwałtowne uczucie urosła, jak zapełniła w nim próżnię serca i duszy, i zagarnęła w siebie życie całe, Juljusz sam o tém nie wiedział.

Niedawno zraniony boleśnie, schronił się na wieś pragnąc zapomnienia i spokoju, chcąc wypocząć i opamiętać się po szałach burzliwéj dosyć młodości; tu znowu spotykał niewyminioną namiętność, udręczenie nowe i rozpacz. — Nigdzie więc niéma dla mnie spoczynku? nigdzie ciszy? — myślał jadąc lasem i puszczając cugle koniowi — zaledwie jedne zamknęły się rany, już drugiém sobie otworzył! szalony! nigdyż nie zestarzeję, nie ochłonę, nie skończę téj walki z sercem własném, które na oślep się rzuca na każde światełko, jak ćma przeznaczona na spalenie? Nie! nie! widzieć jéj nie chce, zamknę się